McDonald’s belgijski

Kolejny kraj – kolejna restauracja! Tym razem niezbadane koleje losu powiodły nas do Belgii. Cechy charakterystyczne tutejszego McDo? Dużo sosów dodawanych do frytek, alkohol w zestawie!, dyspensery z substancją do czyszczenia dłoni rozmieszczone na sali głównej oraz… muchy.

 


 

W Belgii spędziliśmy zaledwie trzy dni, ale kraj ten jest tak nieduży, że zdążyliśmy objechać znaczną jego część. Brugia, Oostende, Gent, Antwerpia i oczywiście stolica – Bruksela… Przy takiej intensywności zwiedzania z przyjemnością powitaliśmy stały punkt programu: wizytę w McDonald’s. Wytypowaliśmy restaurację w Gent. To nieduże miasto nasycone urokliwymi kamienicami. Popołudniu tonęło w ciepłym blasku słońca, a my radośnie zafundowaliśmy sobie chwilę odpoczynku w progach knajpki.

Lokalizacja

Wzdłuż ulic miasta ciągną się nieduże, ozdobne kamienice utrzymane w odcieniach brązu i żółci. Restauracja została zgrabnie wkomponowana w to otoczenie.

 


 

Liczba gości

Wieczorem w restauracji było niewielu klientów. Pojedyncze osoby kręciły się przy kasach lub siedziały przy stolikach, ale poza tym knajpka świeciła pustkami. W przeciwieństwie do kawiarenek i restauracji stojących wokół, obleganych przez tłumy i rozbrzmiewających śmiechem. Widać, że McDonald’s w Belgii nie jest szczególną atrakcją (w przeciwieństwie do np. McDo w Japonii).

Ceny

Przykładowe ceny posiłków i kanapek:
Mestro Sunny Sebastian (duża) – 5,6 euro
Cheese Red Devil (mała) – 2,25, euro
Frytki z sosem – 3,2 euro
Zestaw Happy Meal – 4,5 euro
Zestaw dla dorosłego: duża kanapka, frytki i napój – 9,9 euro

Ceny są porównywalne do tych, które możesz zapłacić w innych restauracjach i budkach z szybkim jedzeniem. W niektórych przypadkach McDonald’s wypada nawet lepiej cenowo. Dla porównania zerknij na ceny podobnego jedzenia serwowanego w innych miejscach w Belgii:
Duży hamburger w restauracji – 6-12 euro
Średnie frytki bez sosów – 4-6 euro
Pojedyncza pralinka – 1,5-2 euro
Kawa – 2 euro
Gałka lodów – 2 euro

 


 

Alkohol

Do wyboru masz klasyki takie jak Coca-Cola, Fanta, Sprite lub Ice Tea. Możesz zdecydować się także na… belgijskie piwo Jupiler!

Numerki na stołach

W Polsce możesz opcjonalnie odebrać numerek, który postawisz na stole w oczekiwaniu na kelnera przynoszącego Twój posiłek do stołu. Podczas naszej wizyty w Gent wydało się to normą; ekspedient bez pytania wydał nam numerek i podszedł z zamówieniem po 10 minutach. Być może taka jakość obsługi wynikała z faktu, że w restauracji było niewielu klientów.

 


 

Dyspensery

Fantastyczne rozwiązanie, którego nie widziałam jeszcze w Polsce. Na ścianach zostały zawieszone małe zbiorniczki z substancją pozwalającą na bezwodne umycie rąk przed posiłkiem. Mała rzecz, a tak ułatwia życie!

 


 

Muchy

Małe rzeczy mogą też, jak wiadomo, utrudniać życie. Po restauracji latała chmara małych muszek owocówek. Ich niepokojąca obecność sugerowała, że z owocami na terenie stołówki lub z wyrzucaniem worków ze śmieciami jest coś nie tak.

Frytki

Słyszeliście, że frytki są belgijskim przebojem? … Tak, ja też. I dlatego srogo zdziwiłam się, zauważając, że tutejsze frytki nie różnią się niczym szczególnym od tych serwowanych w Polsce. Ba – to polskie frytki opisywane jako „belgijskie” są dłuższe i grubsze od standardowych, podczas gdy te faktycznie serwowane w Belgii wydają się małe, krótkie i nie wyróżniają się niczym szczególnym. Niczym – poza SOSAMI. Belgowie uwielbiają sosy i to właśnie ich ogromny wybór jest cechą charakterystyczną tutejszego dania.
Także frytki serwowane w McDo wpisują się w ten nurt. Masz do wyboru kilka sosów, ale możesz zdecydować się także np. na Sweet Cheese Fries, czyli frytki polane sosopodobnym serem.

 


 

Zestaw Happy Meal

W cenie 4,5 euro (czyli za dwa razy więcej niż w Polsce) dostajesz zestaw składający się z kanapki, frytek, napoju, małych marchewek, słodkiego dodatku (lód, mus owocowy, ciasteczko lub Actimel) oraz zabawki. Całkiem niezły posiłek!
Co zabawne, znów trafiliśmy na kolekcję zabawek współsponsorowanych przez National Geographic. Tym razem jednak wybór był znacznie większy niż w Gruzji. Przynajmniej pozornie… W praktyce wytypowałam nowego kumpla Borysa – pandę czerwoną – i zgłosiłam się do kasy z informacją, którą zabawkę poproszę.
– Niestety mamy tylko takie – powiedział kasjer, sięgając do koszyka i pokazując mi jedną z maskotek. Pingwin? Okej, lubię chłodne klimaty. Jak się jednak okazało, w kartoniku z moim zamówieniem znalazłam…
… drugiego Borysa.
Zastanawiałam się chwilę, czy mój baribal nie potrzebuje sobowtóra/kaskadera (w trakcie podróży różne rzeczy mogą się wydarzyć), ale finalnie uznałam, że wolę różnorodność pamiątek. Nawet tych mainstream’owych.
Tym sposobem Borys zyskał koleżankę – mantę Jadwigę.

 


 

Siódmy McDonald’s świata odwiedzony. Gdyby założyli filię w Islandii, byłby ósmy ;).

 


 
 

Facebookby featherUdostępnij znajomym / Share with friends
Facebookby featherPolub na fejsbuku / Like Page

Dodaj komentarz