Wróciłam z koła podbiegunowego. Już tęsknię.

W Polsce temperatura przekraczała 30 stopni, więc oczywistą dla mnie decyzją było poszukanie miejsca, w którym można by się ochłodzić. Wybór nie był trudny.
– Koło podbiegunowe!
Ostatni raz byłam tam cztery lata temu i już od dłuższego czasu ckniło mi się do przestrzeni, płaskich terenów i charakterystycznych, malowniczych krajobrazów, których nie da się pomylić z innymi. Co prawda okazało się, że Szwecja doświadcza w tym roku wakacji najgorętszych od 260 lat (To tyle, jeżeli chodzi o ochłodę) i na terenie połowy kraju obowiązuje zakaz palenia ognisk i używania gazu turystycznego… Ale dlaczego to miałoby coś zmienić?

 

 

Minęły już prawie trzy tygodnie od mojego powrotu z koła podbiegunowego. Przejrzałam już zdjęcia i podliczyłam koszty, uporządkowałam ulotki i notatki. Zdążyła też dotrzeć do mnie pocztówka wysłana z koła na domowy adres – mamy taki miły zwyczaj, by wynotować na żywo to, co najbardziej urzekło nas w danej podróży. Ale nadal nie mogę przysiąść do napisania chociaż jednego artykułu na temat tej wyprawy. Zbyt… suche i bezdusznie pragmatyczne wydaje mi się przejście od razu do konkretów: kiedy, za ile, którędy. Jeszcze nie pora. Za to na rozgrzewkę chcę pokazać Wam kilka zdjęć z podróży. Ot, żebyście też poczuli ten niesamowity klimat, który towarzyszył mi podczas wędrówki :).

 

 

Od momentu przekroczenia niewidocznej granicy, za którą rozciągała się Laponia, zaczęliśmy natrafiać na renifery. Stąpały żwawo, ale niespiesznie, w pojedynkę, parami i stadami, a o ich obecności dowiadywaliśmy się dzięki nadciągającym z naprzeciwka kierowcom.
– O co mu chodzi?- zastanawiał się Luk, główny kierowca, gdy mijające nas auto mignęło światłami. Dach nam nie odpada, policji na horyzoncie nie widać… Za to po chwili na drodze pojawiły się zwierzaki. Okazało się, że miganiem kierowcy ostrzegają się nawzajem o obecności reniferów na ulicy.

 

 

Po dotarciu na miejsce – Abisko Touriststation – rozpoczęliśmy wędrówkę. Pogoda była różna. Słońce przeplatało się z deszczem, a chłód nocy z gorącem poranka w niedużym namiocie. W pochmurne dni rzadziej cykało się foty, więc przeglądając zdjęcia dzisiaj, łatwiej skupić się na pozytywnych wspomnieniach ;). Jeszcze kilka dni wcześniej temperatury znacznie przekraczały średnią dla tego terenu, ale gdy przybyliśmy na miejsce, oscylowały w okolicach klasycznych 15 stopni w ciągu dnia. Wędrowaliśmy od południa, by rozbijać namioty tuż przed północą – dzień polarny był naszym sprzymierzeńcem. Co prawda oficjalnie białe noce skończyły się dwa tygodnie wcześniej, ale w praktyce nocne niebo wciąż pozostawało jasne nawet do późnych godzin. W Szwecji możesz rozbijać się z namiotem w niemal dowolnym miejscu – pod warunkiem, że nie zatrzymasz się w nim na dłużej niż trzy dni i zadbasz o to, by nie zostawić po sobie śladu. Korzystaliśmy z tej możliwości, rozstawiając nasze przenośne domy na dziko w co bardziej urokliwych lokacjach.

 

 

Jeżeli natomiast chodzi o pożary, które nękały Szwecję przez całe wakacje, to udało się je opanować tuż przed i w trakcie naszego pobytu. Tylko na południu kraju natknęliśmy się jeszcze kilka razy na tabliczkę z napisem fire ban. Słyszeliście, że pożary gaszono tu nawet z użyciem bomby, której podmuch miał ugasić szalejące płomienie? Zadziałało! Chociaż opinia publiczna i podliczający wydatki nie byli zachwyceni takim rozwiązaniem.

 

 

Udało nam się nawet znaleźć poroże renifera! Ukruszone u nasady, co sugeruje, że zostało stracone w boju. Znalezione na szczycie góry.

 

 

Wspaniała pamiątka.

Przypominająca przy każdym rzucie oka, że mam ochotę wrócić tam, skąd pochodzi :). Ale póki co pozostaje mi ustawić sobie jedno ze zdjęć jako tapetę pulpitu i wziąć się do pracy. W końcu jest jeszcze tyle ciekawych miejsc do odwiedzenia!

(A już za parę dni opiszę Wam dokładnie, jak tam dotrzeć. I na ile. I za ile ;).)

 

 
 

Facebookby featherUdostępnij znajomym / Share with friends
Facebookby featherPolub na fejsbuku / Like Page

Dodaj komentarz