Iwatayama – małpie królestwo

Jest w Japonii miejsce, w którym to ludzie siedzą w klatce, a małpy przechadzają się za prętami, łaskawie pozwalając się hołubić. Makaki spacerują na świeżym powietrzu, ignorują turystów, bawią się ze swoimi młodymi i ożywiają, gdy zbliża się pora karmienia. Są tu u siebie – a ludzie mają to respektować. Tylko dlaczego nie można patrzeć im w oczy?

 

 

Takich miejsc jest w Japonii kilka. Słyną z obecności małp, które żyją na własnych zasadach. W Małpim Parku Jigokudani makaki wylegują się w gorących źródłach, a lokalsi zarabiają na wizytach turystów. Bywa też inaczej – w niektórych okolicach małpy są uważane za pasożyty kradnące płody rolne.

Uznaliśmy, że spotkamy się z makakami w Iwatayama/Arashiyama Monkey Park, czyli małpim parku znajdującym się na zboczach niewysokiej góry Arashiyama. Żyje tutaj 140-170 dzikich małp, które przyzwyczaiły się do obecności ludzi na tyle, że pozwalają im się do siebie zbliżyć.

 

 

Pogoda nas nie rozpieszczała. Dzień był pochmurny, choć ciepły, a ludzie pospiesznie przemykali z parasolkami po moście Togetsukyou (Crossing Moon Bridge). Mówi się, że most liczy sobie ponad 1000 lat – po raz pierwszy został wybudowany w 836 roku. Interesujące, że w Japonii bardziej ceni się moment powstania miejsca lub obiektu niż fakt, czy przetrwał on do dzisiejszych czasów niezmieniony. „Wybudowany po raz pierwszy” – słowa zanotowane na tabliczce wiszącej przy moście – sugerowały, że jakiś czas potem most spłonął czy też zawalił się i został przynajmniej raz ponownie wzniesiony. Ale dla mieszkańców okolicy, nawet jeżeli zbudowany jest z innego drewna i kamieni, to nadal ten sam most. Coś podobnego zauważyłam w Hiroshimie (punkt 15). Woda płynącej pod mostem rzeki Katsura jest wykorzystywana do generowania energii elektrycznej, która pozwala oświetlać most, gdy zajdzie słońce.

Przed wejściem do parku stanęliśmy wcześnie, bo już o 9:00. Okazaliśmy się pierwszymi gośćmi. Bilety wstępu na teren parku kosztują 550 jenów za osobę dorosłą i 250 jenów za dziecko. Ogród jest zwyczajowo otwarty od 9:00 do 17:00, przy czym ostatnie wejście ma miejsce na pół godziny przed zamknięciem.

 

 

By dostać się na teren parku musieliśmy przejść przez nieduże torii, czyli bramy o charakterystycznym japońskim kształcie prowadzące zwyczajowo do miejsc uważanych za święte. Następnie zaczęliśmy piąć się leśnymi ścieżkami. Wpatrywaliśmy się w las, szukając przejawów obecności zwierząt. Nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać. Czy małpy wyjdą nam na spotkanie? Czy może powinniśmy zatrzymać się, by ich nie płoszyć?

 

 

Po drodze trafialiśmy na tablice opowiadające o zwyczajach makaków oraz informujące, jak (nie) należy zachowywać się w ich towarzystwie. To budowało napięcie. Dowiedzieliśmy się, że:

Nie należy niczego jeść ani nawet pokazywać jedzenia podczas pobytu w parku, poza przeznaczonym do tego budynkiem.
Nie należy patrzeć małpie prosto w oczy.
Nie należy dotykać zwierząt.

 

 

Wspinaliśmy się zatem coraz wyżej, ciekawi, cóż będziemy mogli z tymi małpami powyczyniać. I co one mogą zrobić z nami. I nagle – ruch! Gdzieś daleko, 30 metrów od nas, dorosły makak szukał czegoś w trawie. Chwilę później dołączył do niego maluch. Cykaliśmy im zdjęcia zapamiętale, obawiając się, że to jedyna taka okazja, nieświadomi, że zaraz wylądujemy w małpim eldorado.

Zobacz, jak eldorado wyglądało :):

 

 

Gdy dotarliśmy na sam szczyt góry, ten tonął w wilgoci. Po prawej stronie stał drewniany, zamykany budynek, w którym mogliśmy przycupnąć w celu zjedzenia śniadania. Byliśmy pierwszymi gośćmi, więc powitało nas tylko zdziwione spotkanie strażnika oraz lekceważące łypnięcia zgromadzonych makaków. Dwadzieścia przemokniętych małp przechadzało się leniwie po platformie, krążyło przy stawie, iskało się lub po prostu patrzyło ze znudzeniem w przestrzeń. Ale nie, nie było im tu źle – jak się okazało, czekały na posiłek.

 

 

Najpierw jednak musieliśmy przeczytać kolejną porcję zakazów:

Nie kucaj.
Nie celuj aparatem prosto w małpy.
Zachowaj 2 metry odległości.
Nie dotykaj zwierząt!

Tutejsze makaki są nazywane małpami śnieżnymi, ponieważ spośród grona swoich rodaków, wybrały sobie miejsce wysunięte najbardziej na północ świata. Zwykle żyją w grupach liczących 30-50 osobników, ale na terenie parku żyje 140 (lub nieco więcej – według różnych szacunków) zwierzaków. Każda małpa ma swoje imię, a drzewo genealogiczne tutejszych makaków jest prowadzone od 1957 roku. Na początku zrobiło to na mnie duże wrażenie. Jak bardzo Japończycy cenią te zwierzęta! Przecież ktoś musi znać te wszystkie imiona, ktoś musi je wymyślać! Niedługo potem jednak moja idealistyczna wizja została rozwiana malowniczą grafiką umieszczoną na ścianie budynku. Owszem, każda małpa ma imię, ale nie są to oryginalne imiona takie jak Sakura, Tsuki czy Masakazu… Zamiast tego – są cyferki. Pierwszą małpę, która się tu rozmnożyła, nazwano Mino. Mino urodziła malucha w 1979, więc nazwano go… Mino-79. Mino-79 powiła młode w 1991 i 1993 roku, więc nazwano je odpowiednio Mino-79-91 i Mino-79-93. I tak dalej, i tak dalej. Czar prysł, ustępując miejsca praktycznemu podejściu.

 

 

Makaki rodzą od kwietnia do lipca, więc trafiliśmy doskonale – otaczała nas mnogość uroczych, małych, ciekawskich małpek. Gorzej, że towarzyszyły im dość zaborcze matki. Gimnastykowałam się nieopodal jednej z nich, starając się zrobić takiej parze zdjęcie, nie celując jednocześnie w małpę aparatem, nie patrząc jej w oczy i nie zbliżając się. Małpki kręciły się, wyrywały, rozglądały uważnie. Osiągną dorosłość, mając ok. 10 lat. Makaki żyją około 30 lat.

Aż nareszcie nastąpił moment kulminacyjny – karmienie!

 


 
 

Makaki są wszystkożerne. Doskonale radzą sobie na własną rękę, jedząc nasiona, owady i owoce latem, a korę zimą. Mimo to chętnie wpadają na szczyt góry na posiłek, którym są raczone trzy razy dzienne. Trafiliśmy na właściwy moment: gdy już zdążyliśmy przyjrzeć się zwierzakom, z głośników wydobył się kobiecy głos. Makaki zesztywniały, uspokoiły się i wpatrzyły niecierpliwie w budynek. A chwilę później, w akompaniamencie muzyki cyrkowej! z budynku wychynął strażnik z wiadrem pełnym słodkich ziemniaków i soybean wheat. Rozrzucił dobra wokół siebie, a zwierzaki rzuciły się łapczywie na przysmaki. Szybko jednak wróciły do leniwego tempa życia, powoli sięgając po wiktuały.

 

 

Za 100 jenów kupiliśmy w budynku paczkę pokrojonych owoców, postanawiając zafundować małpom deser. Mogliśmy dokarmić zwierzęta tylko stojąc wewnątrz budynku, obserwując świat przez kraty, za którymi pojawiły się zwierzęta. Ciekawa odmiana – to człowiek zamknięty był w klatce, a zwierzęta chodziły wolno… Pewne siebie, niemal aroganckie, makaki łaskawie pozwalały wręczyć sobie słodkie kawałki. A gdy te się skończyły – straciły nami zainteresowanie i na nowo pogrążyły się w marazmie pochmurnego dnia.

 

 

Ot, władcy tej góry :).

 

 
 

Facebookby featherUdostępnij znajomym / Share with friends
Facebookby featherPolub na fejsbuku / Like Page

Dodaj komentarz