Wiosna w Karpatach… pod Warszawą!

Od dłuższego rozpiera mnie ochota na wyjazd w góry. Niestety, jeżeli weekend jest bardziej słoneczny, to okazuje się pracowity, jeżeli zaś jest wolny, to temperatura spada do -10 stopni. W końcu, zirytowana, sięgnęłam po mapę najbliższej okolicy i poszukałam miejsca nadającego się na spontaniczny jednodniowy wypad. Bingo! Tuż pod Warszawą znajdują się… Karpaty. A w Karpatach – harcujące już mrówki, wielokolorowe mchy i inne atrybuty przyrody, którymi można się zachwycić :).

 

 

Jak się pewnie domyślasz, Karpaty pod Warszawą nie są tymi Karpatami. To nazwa rezerwatu znajdującego się na terenie Kampinoskiego Parku Narodowego. Sam Kampinos, jak nazywa się go skrótowo, jest intrygującym miejscem. To drugi co do wielkości park narodowy w Polsce, który… w ogóle nie jest doceniany przez tubylców. Ponieważ znajduje się pół godziny drogi od Warszawy i jest otoczony wianuszkiem miast oraz wsi, mieszkańcy okolicznych terenów traktują go jak park miejski. Zaglądają tu na weekend, najchętniej wiosną lub jesienią, by pospacerować z wózkiem lub pojeździć na rowerze, ale podczas dłuższego urlopu wybierają się na zwiedzanie innych, „prawdziwszych” parków narodowych. Kampinos, chociaż rozległy powierzchniowo i bogaty w faunę i florę, przez wiele osób nie jest uważany za pełnoprawny obszar ochrony ze względu na swoją lokalizację. To jedyny park narodowy w Europie i jeden z dwóch na świecie położony tak blisko aglomeracji miejskiej! Jakoś tak utarło się w przekonaniu rodaków, że to, co cenne przyrodniczo, znajduje się przede wszystkim na południu lub północy kraju. Lub na Mazurach.

 

 

Niestety takie podejście gości sprawia, że w niektórych rejonach parku – szczególnie na peryferiach, które są traktowane jako rejon dobry na spontaniczne spacery – łatwo natrafić na śmieci.

 

 

Ciekawostka: jeżeli postanowisz odwiedzić Kampinos, zdecyduj się na zachodnią i północno-zachodnią jego część. Rejony znajdujące się bliżej Warszawy w słoneczne dni są oblegane przez spacerowiczów, cyklistów i biegaczy. Odleglejsze tereny – wręcz przeciwnie; masz szansę przez dłuższą chwilę upajać się tu samotnością. Dojedziesz tutaj samochodem lub PKS.

 

Jeżeli chodzi o Rezerwat Przyrody Karpaty – jest to stosunkowo niewielki teren (31,39 ha) na planie Kampinoskiego Parku Narodowego, na którym ochrona ścisła zaczęła obowiązywać w 1997 roku. To fragment większego kompleksu wydmowego, którego grzbiet przechodzi na granicy pasa bagien. Porośnięty jest gównie dębami i sosnami. Dotarcie na „szczyt” tych Karpat nie jest może wyzwaniem, ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma ;). Zwłaszcza w jeden z pierwszych ciepłych wiosennych dni.

 

 

Ruszyliśmy zatem. Wydawałoby się, że podczas tak krótkiego wypadu i to na teren często uczęszczany – bo Karpaty leżą na południu parku – trudno będzie natrafić na cuda natury. Nic bardziej mylnego!

 

 

Na początku spotkało nas miłe zaskoczenie towarzyskie. Ponieważ ckniło mi się do gór, a ostatni wypad za miasto poczęstował nas błotem i wilgocią, na wypad w Kampinos przyodzialiśmy się w terenowe skafandry. Buty gore-tex, nieprzemakalne kurtki, plecak zabierany w góry… Ot tak, by nadać wypadowi bardziej oficjalny charakter. Jednak na ścieżce parkowej czułam się trochę nie na miejscu, mijana przez rodziny z dziećmi w wózkach, rekreacyjnych cyklistów i roześmiane pięciolatki. Na szczęście morale podniósł nam pewien tata, który razem z synem gorliwie krzyknął do nas „Cześć!”, jakbyśmy spotkali się na wysokim szlaku. Trudno powiedzieć, czy tata rozpoznał w nas górskich piechurów, czy może chciał nauczyć malca dobrych odruchów, a może jedno i drugie – ale było to miłe. Po chwili przywitała się z nami profesjonalnie ubrana, mijająca nas w pędzie para rowerzystów. Lubię w takich chwilach myśleć, że „swój rozpozna swego” choćby po ubiorze :).

 

 

W lesie wiosna rozszalała się już na dobre. Na niektórych krzakach dostrzec można było pączki, a słońce oświetlało żywo zielone mchy. Odbiliśmy w bok, zahaczając o niewysoki pagórek zwany Białą Górą. Skoro miała w nazwie górę, wypadało ją zdobyć. Ogromna część poszycia była zryta przez dziki, które gwizdami (czyli swoimi ryjami) rozrzuciły mech w poszukiwaniu zeszłorocznych żołędzi i świeżych dżdżownic. Wśród mchów natrafiłam na bielistkę siwą. Wygląda uroczo – przypomina zwarte, gęsto tkane poduszki. Jest dość pospolitym mchem, który znajduje się pod częściową ochroną. Egzemplarze, które przykuły moją uwagę, nie były jednolicie zielone, ale gdzieniegdzie przebarwione na srebrzysty kolor. Jak dowiedziałam się dzień później, pisząc do (bardzo kontaktowych) pracowników parku, ta zmiana koloru wynika z kontaktu mchu z moczem jeleniowatych. Zatem jeżeli zobaczysz gdzieś srebrną bielistkę – wiedz, że w tym miejscu bywają jelenie ;).

 

 

Ciekawostka: sarna i jeleń to dwa różne gatunki.
Samica sarny to koza, samiec to rogacz/kozioł, młode to koźlęta.
Samica jelenia to łania, samiec to byk, młode to cielaki.

 

Na dalszym etapie wędrówki natrafiliśmy na rozedrgane mrowie… mrówek. Nigdy nie widziałam tak dużego ich skupiska. Na oko na jednym centymetrze kwadratowym mieściło się dziesięć owadów. Głównie kręciły się dość chaotycznie, chyba rozpoznając teren po zimowej przerwie w wędrówkach, i nosiły martwych pobratymców.
– Słyszysz to? – zapytał Luk.
Znad kłębowiska owadów dobiegał cichy, ale wyraźny szmer, gdy miliony małych kończyn przesuwały się po liściach i igłach. Niesamowite wrażenie! Nagrałam, posłuchaj:

 

 

Podrzuciliśmy zwierzakom kawałek obranego jabłka, obserwując, jak otaczają go z każdej strony i mozolnie próbują odkroić kolejne kawałki. Zajęło im to dużo, dużo czasu.

 

 

Wreszcie dotarliśmy do samych Karpat oraz bagnisk. Tutaj już nie natrafiliśmy wzrokiem na żadne zwierzęta; zamiast tego mogliśmy obserwować cienkie tafle lodu, które powoli topniały i tonęły w odmętach. Ptaki śpiewały ochoczo, a ponieważ tego samego dnia nad ranem przestawialiśmy zegarki, łatwo było o poczucie, że słońce zaszło godzinę później niż zwykle.

Wiosna przyszła!

 

 
 

Facebookby featherUdostępnij znajomym / Share with friends
Facebookby featherPolub na fejsbuku / Like Page

Dodaj komentarz