Na Łysicę spacerkiem w blasku księżyca

Ponieważ ostatni rok blado wypadł w kontekście wyjazdów górskich, postanowiliśmy ostatnie jego dni przeznaczyć na nadrobienie zaległości w Górach Świętokrzyskich. Nie dość, że okolice sylwestra, to jeszcze wzniesienia niewysokie – nic dziwnego, że wyjazd miał relaksacyjny charakter. W tej okolicy znajdą się trasy zarówno dla nieco rozleniwionego zaprawionego górołaza, jak i rodzin z małymi dziećmi. Wielu GOT-ów nie nazbieraliśmy, za to poznaliśmy nowe tereny, ograliśmy parę gier planszowych i zdobyliśmy najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich – Łysicę!

 

 

Trasa: Bodzentyn – Święta Katarzyna – Łysica – Święta Katarzyna (17 GOT)
Powrót busem ze Świętej Katarzyny do Bodzentyna (3 zł)
 

Zanocowaliśmy w niedużym schronisku w Bodzentynie, które wynajęliśmy w całości na potrzeby obchodzenia sylwestra. My – czyli około 30 osób zgromadzonych wokół klubu górskiego. Szybko podzieliliśmy się na mniejsze i większe grupy, które we własnym tempie zwiedzały okolicę.

Bodzentyn jest dobrym miejscem wypadowym na Łysicę, najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich. Chociaż warto też zaznaczyć, że nie jest lokum idealnym – niebieski szlak został poprowadzony w taki sposób, że po zdobyciu Łysicy można wrócić do Bodzentyna… tylko tą samą drogą, którą się na górę doszło. W grę wchodzi też przejazd busem na trasie Bodzentyn-Święta Katarzyna lub Święta Katarzyna-Bodzentyn (trwa ok. 10 minut, kosztuje ok. 3-5 zł).

 

 

Najbardziej optymalnym rozwiązaniem wydaje się podjeżdżanie do różnych okolicznych atrakcji – Rezerwatu Wykus, na Bukową Górę czy właśnie na Łysicę – samochodem. Alternatywą może być docieranie do celu na piechotę i powrót busem. Jeżeli zdecydujesz się wyłącznie na wędrówkę, będziesz zmuszona/y do powrotu tą samą trasą, którą dotarłaś/eś na miejsce lub do szukania alternatyw w postaci wędrowania wzdłuż asfaltowych dróg. Jednak na leniwy sylwestrowy wyjazd, podczas którego nie zależało nam na „nabijaniu GOT-ów” i chętnie raczyliśmy się pomocą czterech kółek, miasto było jak znalazł :).

Miejsce noclegowe w PTSM okazało się naprawdę przyjemne, tak samo jak nieco kolonijna atmosfera wyjazdu. Poza tym spadł z nas obowiązek organizacji imprezy, więc nie narzekaliśmy – darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby i tylko patrzy się, gdzie może nas ponieść ;).

 

 

Na Łysicę!

Na niebieski szlak na Łysicę wyszliśmy późno, bo około godziny 12:00. Pogoda dopisała. Słońce przesuwało się po bezchmurnym niebie i rozświetlało szron osiadły na trawach. Stopniowo zieleń traw i mchu zaczęła niknąć pod cieniutką kołderką miękkiego śniegu. Temperatura ok. 2 stopni Celsjusza sprzyjała spokojnej wędrówce. Nachylenie terenu w tej okolicy jest bardzo małe i przemierzanie trasy przypomina bardziej rekreacyjny spacer niż spacerowanie po górach. Po ok. dwóch godzinach niespiesznego spaceru dotarliśmy do wsi Święta Katarzyna.

 

 

Tutaj, wciąż na terenie Świętokrzyskiego Parku Narodowego, dostrzegliśmy kilka pomników i tablic. Upamiętniały one około 40 mieszkańców Świętej Katarzyny, którzy zostali zabici w miejscu masowych straceń w tej okolicy. Zbrodnie były popełniane przez żołnierzy hitlerowskich w okresie od maja do lipca 1943. Jedynie 13 osób spośród wszystkich zabitych i pochowanych w tym miejscu udało się zidentyfikować. W Polsce znajduje się wiele miejsc masowych egzekucji – tutaj przeczytasz o cmentarzu w podwarszawskich Palmirach.

 

 

W Świętej Katarzynie przystanęliśmy, by coś zjeść i rozejrzeć się za pamiątkami. Naszą uwagę przykuł jeden z wolnostojących sklepików stojących przy głównej drodze. Wydawał się zamknięty, a może nawet opuszczony, ale gdy nacisnęliśmy klamkę, drzwi uchyliły się z cichym skrzypnięciem. Sklep jak sklep, mogłabym napisać, trochę biżuterii z kamieniami, pocztówki, magnesy, staromodny wystrój, nieduży asortyment – ale na szczególną uwagę zasługiwał jego właściciel. Starszy, bardzo życzliwy pan niespiesznie opowiedział nam lokalną legendę tłumaczącą istnienie jelenia w godle Świętokrzyskiego Parku Narodowego. Z wyraźną przyjemnością podzielił się z nami informacją, że był pomysłodawcą rysunku czarownicy, który znajdował się na jednym z kieliszków (do kupienia), jak również wbił nam do książeczek PTTK-owskich różne pieczątki, w tym – naprawdę wiekowe i ręcznie wykonane. Widać było, że sprawia mu radość to, czym się zajmuje – a poza prowadzeniem tego niedużego sklepiku, zdarza mu się oprowadzać wycieczki. Warto do niego zajrzeć, jeżeli zawędrujesz w tę okolicę :).

 

 

 

Dlaczego symbolem Świętokrzyskiego Parku Narodowego jest jeleń z krzyżem?

Według legendy Emeryk, książę węgierski, wybrał się w gościnę do Bolesława Chrobrego. Podczas polowania zorganizowanego na cześć gościa Emeryk upodobał sobie jelenia, którego starał się postrzelić. Jeleń jednak odwrócił głowę w stronę mężczyzny i oślepił go blaskiem krzyża, który był skryty w jego porożu. Jeleń zniknął, a Emeryk skołowany nie mógł znaleźć drogi do gospodarza. Wtedy też objawił mu się anioł, który zaproponował, że zaprowadzi go do najbliższych domostw, ale w zamian Emeryk musi pozostawić swoim wybawcom najcenniejszą rzecz, jaką posiada.

Tym sposobem Emeryk trafił do niewielkiego klasztoru na szczycie góry. A tak się złożyło, że najcenniejszym przedmiotem, który książę węgierski miał przy sobie, były darowane mu przez ojca relikwie Świętego Krzyża Jezusowego. W miejscu skromnego klasztoru wybudowano potężny kościół, wzgórze nim zwieńczone nazwano Świętym Krzyżem, a góry wokół – świętokrzyskimi.

A za logo parku narodowego odpowiednio później został obrany jeleń z krzyżem ukrytym w porożu :).

 

Zaczynało już zmierzchać, ale stwierdziliśmy, że trasa jest na tyle bezpieczna, a szczyt – nieodległy, że wybranie się w dalszą drogę nie będzie nierozsądne. Ścieżka jest wyraźnie oznaczona, obramowana drewnianymi balami, których zadaniem jest zmuszanie turystów do wędrowania główną drogą. Dreptanie pobocznymi ścieżkami sprzyja osuwaniu się terenu i niszczeniu szlaku oraz przyrody. Na szczyt oznaczony krzyżem dotarliśmy po ok. 40 minutach przy jasnym świetle księżyca. Legendy mówią, że tutaj właśnie odbywały się zloty czarownic zwane sabatami. Ciekawe, co na to mieszkańcy Babiej Góry ;)?

 

 

Na grzbiecie góry zastaliśmy charakterystyczne rumowiska skalne, tzw. gołoborza. Gołoborza swoją nazwą nawiązują do „gołych” miejsc pozbawionych „boru” , a nazwa ta jest regionalizmem stosowanym przede wszystkim w odniesieniu do Gór Świętokrzyskich.

Dopiero schodząc na dół zapaliliśmy latarki. Bez nich mielibyśmy duży kłopot z bezpiecznym powrotem. Ponieważ jednak z premedytacją zdecydowaliśmy się na wieczorny spacer, warunki nas nie zaskoczyły.

 

 
Pamiętaj:  

  • wybierając się w góry ZAWSZE miej przy sobie latarkę. Nawet jeżeli planujesz wrócić w środku dnia,  
    nie jesteś w stanie przewidzieć wszystkich możliwych problemów mogących opóźnić Twój marsz;
  •  

  • planując trasę, szczególnie w okolicy, której nie znasz, staraj się założyć powrót do bazy  
    lub przynajmniej do znanej, bezpiecznej okolicy, na ok. godzinę przed zmrokiem.
  •  

     

     

     

    Po zejściu z góry poczekaliśmy na busa, który podjechał na jeden z rozproszonych na terenie wsi przystanków. Warto zapytać lokalsa o to, na którym przystanku należy stanąć – jest ich wiele; nasz, w kierunku Bodzentyna, znajdował się pomiędzy szkołą podstawową a przychodnią przy ul. Żeromskiego. Po półgodzinie i szybkich zakupach wróciliśmy do schroniska, by niedługo potem świętować nadejście nowego roku. I, niektórzy z nas, zdobycie kolejnego szczytu do Korony/Diademu Gór Polski ;).

     

     
     

     

    Facebookby featherUdostępnij znajomym / Share with friends
    Facebookby featherPolub na fejsbuku / Like Page

    2 myśli na temat “Na Łysicę spacerkiem w blasku księżyca

    Dodaj komentarz