Nie jedz tego, to plastik!, czyli sztuczne jedzenie made in Japan

Piękny, słoneczny dzień. Spacerujesz tokijską ulicą i zauważasz sklep z lodami. Sklep oferuje 30 smaków. I za wystawową szybą tkwi 30 przygotowanych, oszronionych lodowych deserów. Po co?, Dlaczego?, zadajesz sobie pytania, Przecież to się stopi…, podchodzisz do szyby. Oglądasz z bliska. No lody, prawdziwe lody! A jednak nie. To plastik. Ale ma tak realistyczną formę, że czasem stawia się przy nim tekturki z informacją: UWAGA, SZTUCZNE. Dla turystów, którzy potrafią połknąć słodycz z PVC.

 

 

Sztuczne jedzenie, tzw. sampuru (od angielskiego samplepróbka), jest przebojem japońskiego rynku spożywczego. Jeżeli knajpka chce zaprezentować swoje dania klientom, nie musi ograniczać się do papierowego menu i zdjęć rozwieszonych w lokalu. Alternatywą jest wystawienie przed wejściem przeszklonej gablotki. A w gablotce zaprezentowane zostają dania, które oferuje restaurator. Każde z nich wygląda realistycznie i niejednokrotnie jest małym dziełem sztuki. Modele stworzone przez Maizuru Company w 1980 roku zostały zaprezentowane na wystawie zwiedzającym londyńskie Victoria and Albert Museum.

 

 

Skąd ten pomysł?
 

Uznaje się, że sztuczne jedzenie narodziło się w 1917 roku w Gujo Hachiman, mieście położonym około trzech godzin drogi od Tokyo. Przebywający tam Takio Iwasaki zobaczył, według różnych wersji, a) sztuczne ludzkie narządy wykonane z wosku – modele anatomiczne dla lekarzy, lub b) stopiony, kapiący ze świecy wosk. Widok ten skłonił go do refleksji nad możliwym wykorzystaniem wosku, a jego myśli powędrowały w kierunku jedzenia. W końcu od wątroby do wątróbki niedaleko… Zobaczywszy w wosku potencjał, rozpoczął produkcję wykonanych z niego dań, które sprzedawał restauracjom i sklepom z owocami oraz warzywami. Dzięki modelom patroni mogli wygodnie zamawiać dania bez używania menu (które nie były wtedy popularne). Pomysł chwycił, a strzałem w dziesiątkę okazał się kilkadziesiąt lat później, gdy podczas odbudowy kraju po drugiej wojnie światowej do Japonii zaczęli przybywać obcokrajowcy – Europejczycy i Amerykanie. Nie znali języka, ale byli w stanie dać znać, na jaki posiłek mają ochotę, wskazując odpowiedni model. Dzisiaj repliki są używane, by zachęcić klientów i zaprezentować specjalności oferowane przez knajpkę. Dokładnie odzwierciedlają wielkość dań, dzięki czemu są bardziej wiarygodne niż zdjęcia.

 

 

Do połowy lat 80. modele były wykonywane z parafiny. Niestety z powodu ekspozycji na światło słoneczne blakły i traciły swój kształt. Wraz z dostępem do nowych materiałów, parafinę zamieniono na „wieczny” chlorek winylu. Ta ” wieczność” stanowi plus dla restauratorów, którzy mogą ponieść koszt zakupu sztucznego jedzenia raz na długi czas, ale może być minusem dla wytwórców – rynek, choć potężny, od dłuższego czasu nie rozwija się z takim impetem jak wcześniej.

 

 

Jak to jest (z)robione?
 

Replika jest przygotowywana z plastiku, wosku, żywicy lub podobnego materiału. 95% dań, które zobaczysz w gablotkach przemierzając Japonię, będzie przygotowanych ręcznie i na specjalne zamówienie restauratora. Proces zamawiania zaczyna się od wysłania fotografii i próbek posiłku do producenta sztucznego jedzenia.

 

 

Elementy dania, które nie są zbyt charakterystyczne, tworzy się za pomocą matrycy, odlewając je w formie i ręcznie malując. Prawdziwe jedzenie, np. bułka lub kawałek mięsa, najpierw jest zanurzane w silikonie. Silikon zastyga. Następnie do tak uzyskanej silikonowej formy wlewa się płynny plastik, zwykle chlorek winylu, w kolorze, który będzie pasował do prezentowanego posiłku. Po stwardnieniu formę maluje się ręcznie pędzelkami i aerografem. W ten sposób przygotowuje się wszystkie potrzebne elementy – oddzielnie tworzy się liść sałaty, oddzielnie kawałki mięsa, oddzielnie ryż, oddzielnie rybę… Jeżeli danie oferowane przez restaurację ma nietypową formę, dany element sieka się lub formuje w ten charakterystyczny sposób, często używając narzędzi kuchennych.
 
Jeżeli element posiłku nie może zostać przygotowany z użyciem formy (bo np. roztopi się) lub danie jest unikalnym specjałem restauracji i modelu nie da się stworzyć z matryc, gorący plastik wlewa się do ciepłej wody i kształtuje ręcznie.

 

 

Tworzenie sztucznego jedzenia ma w sobie coś ze sztuki, wymaga połączenia precyzji pracy z artystyczną wizją. Twórcy szacują, że aby nauczyć się przygotowywać idealne danie, należy przez trzy lata obserwować innych twórców. Kolejnych pięć lat adept musi poświęcić na ćwiczenia; dopiero po tym czasie efekt pracy może zostać uznany za naprawdę dobry. Twórcy na razie nie obawiają się bycia zastąpionymi przez drukarki 3D. Uważają, że maszyna nie jest w stanie „poczuć” i oddać wiarygodnie piękna oraz apetyczności dania; poza tym koszt wykonania takiego przedmiotu byłby dużo wyższy.

 

 

Ile kosztuje?
 

… tyle że sampuru wcale nie jest tanim produktem. Przygotowanie pełnego menu to niejednokrotnie wydatek rzędu miliona jenów (czyli ok. 36 tysięcy zł), jednego dania – ponad 100 dolarów. Niektórym knajpkom bardziej kalkuluje się wypożyczenie zestawu modeli za ok. 6 tysięcy jenów miesięcznie (ok. 216 zł). Zdecydowanie jest to bardziej opłacalne niż systematyczne wstawianie za szybkę prawdziwego, łatwo psującego się jedzenia… Biznes jest bardzo lukratywny. Firma Takizo Iwasaki kontroluje około połowę japońskiego rynku, jej wartość jest szacowana na 90 milionów dolarów.

 

 

Czy ma perspektywy?
 

Niektóre restauracje od czasu do czasu – zwykle sezonowo – postanawiają zmienić menu, by klienci się nim nie znudzili. Jednak japoński rynek powoli nasyca się produktami i obecnie obserwuje się stagnację w rozwoju firm produkujących sampuru. Chiński i południowokoreański rynek nie okazał się tak chłonny, jak Kraj Kwitnącej Wiśni.
 
Firmy próbują utrzymać wysokie zarobki, zmieniając pulę odbiorców swoich produktów. Sztuczne owoce, warzywa i całe dania są sprzedawane do teatrów i studiów filmowych, gdzie służą za rekwizyty, czy też na pokłady statków pasażerskich, gdzie stanowią element ozdoby. Poza tym firmy rozwijają się, tworząc apetyczną biżuterię i dodatki: lody jako kolczyki, ciastka jako naszyjniki… Znajdziesz nawet obudowy na telefon, które wyglądają jak obłożone spaghetti lub ryżem! Jeżeli marzy Ci się własny typowo japoński drobiazg, możesz zawędrować na Kappabashi-dori – uliczkę w Tokyo, na której kupisz swoje własne sztuczne danie. Do postawienia na stole. Ozdobienia telefonu. Lub do zawieszenia na szyi :).

 

 
(zdjęcia 3, 5, 6 i 7 poczynił Luk :))
 
 

Facebookby featherUdostępnij znajomym / Share with friends
Facebookby featherPolub na fejsbuku / Like Page

Dodaj komentarz