Alberobello – miasteczko w wiecznej budowie

To nieduże miasto zasłynęło przede wszystkim ze względu na trulli, czyli nieduże białe domki rozproszone na całej jego powierzchni. Dzięki ich charakterystycznej budowie mieszkańcom okolic przez dziesiątki lat udawało się uniknąć płacenia podatków. Dzisiaj niektóre z nich wciąż są zamieszkane przez właścicieli, w innych ulokowane są hotele i sklepy z pamiątkami. Zajrzeliśmy tu po zmroku i zjedliśmy najpyszniejsze makarony, jakimi uraczyła nas Apulia. A zdjęcia robiliśmy kosiarką po zmroku – w rzeczywistości jest ładnie :).

 

 

Alberobello jest niedużym miastem, które słynie z uprawy oliwek. To zresztą sugeruje jego nazwa – „Alberobello” oznacza dosłownie piękne (bello) drzewo (albero). Jednak w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat o mieście stało się głośno przede wszystkim za sprawą niezwykłych budynków.

Trulli (liczba pojedyncza: trullo) to domki o solidnych, grubych ścianach zbudowanych z lokalnego wapienia oraz dachach ułożonych z płaskich kamieni. Mają charakterystyczne stożkowe dachy, które spotkasz tylko w Apulii. Niezwykłość trullo opiera się zarówno na funkcjonalności, jak i historii tych budowli.

 

 

HISTORIA

Pierwsze trulli powstały około XIII wieku, część około XV wieku, a większość z nich ma około 200-300 lat. Niedobór zaprawy wapiennej zmusił mieszkańców okolicznych ziem do wznoszenia budynków pozbawionych spoidła. Do tego momentu wszyscy zgadzają się co do pochodzenia chatynek. Od tego momentu zaś kształtuje się szereg teorii wyjaśniających popularność trullo.

Według pierwszej – mieszkańcy Alberobello byli zobowiązani do płacenia podatków Królestwu Neapolu za każdy ukończony dom. Ktoś wpadł zatem na pomysł, by domów nie kończyć… przynajmniej oficjalnie. Dach trulli łatwo było rozłożyć na części pierwsze. Wystarczyło, by ktoś zauważył zbliżającą się kontrolę podatkową, a już mieszkańcy Alberobello zdejmowali dachówki. Wizytatorzy zastawali domy o wzniesionych ścianach, ale pozbawione pokrycia.
– W budowie, psze pana. A skoro nie ma dachu, to przecież nie da się tutaj mieszkać, prawda?
W ten sposób mieszkańcy Alberobello unikali uiszczania opłat.

Według drugiej wersji, nie stojącej w sprzeczności z pierwszą, pomysł omijania obowiązków płatniczych przypadł do gustu lokalnym hrabiom. Zalecali oni swoim poddanym, by mieszkali w trullo, ponieważ oszczędzając na oszustwie, mogli skuteczniej bogacić się na efektach pracy chłopów.

Trzecia teoria mówi o tym, że hrabiom zależało na mobilości chłopów. Rozkładane domy ułatwiały wysyłanie pracowników tam, gdzie w danym momencie byli potrzebni, wraz z całym dobytkiem.

Niezależnie od tego, który scenariusz był najbliższy rzeczywistości, proceder ukrócono w 1797. W tym roku Alberobello zostało oficjalnie uznane za miasto i płacenie podatków okazało się nieuniknione.

 

 

BUDOWA

Domki trulli na pierwszy rzut oka wyróżniają się charakterystycznym kształtem i kolorem. To wapienne, białe budowle, które przypominają nieco potężne dzwony. Zostały wykonane w technice a secco, czyli bez zaprawy. Są okrągłe w podstawie i mają kamienne, stożkowate dachy złożone z pojedynczych płyt. Grube ściany i niewielkie okna zapewniają komfort termiczny mieszkania: zimą w domku jest ciepło, zaś latem – przyjemnie chłodno. Ściany bieli się i niejednokrotnie umieszcza na nich mistyczne symbole, takie jak np. koła i krzyże. Dachy niektórych domków są zwieńczone ozdobnymi wieżyczkami.

 

 

MUZEUM

Do Alberobello przyjechaliśmy dwa razy, dzień do dniu. Za każdym razem celowaliśmy w zobaczenie malowniczych domków trulli w świetle dnia. UNESCO, unikaty, te sprawy. Warto się pozachwycać. Niestety w obydwu przypadkach przeceniliśmy giętkość doby i pojawiliśmy się na miejscu o zmierzchu. Niby ładnie, nastrojowo, lecz nie widać zbyt wiele. Jednak za drugim razem wszechświat nam sprzyjał.
– Patrz, jeszcze otwarte! – ucieszyliśmy się. Drzwi muzeum były zachęcająco uchylone.

 

 

Trullo zazwyczaj jest jednopoziomowym budynkiem. Dwupiętrowa budowla jest tak niespotykana, że taki budyneczek ulokowany w Alberobello obdarzono własnym imieniem – Sovereign (Sovrano, Suwerenny) – i ulokowano w nim muzeum historii trulli. Trullo Sovrano ma 14 metrów wysokości i stanowi centrum zgrupowanych wokół niego mniejszych trullo. Został zbudowany stosunkowo niedawno, w XVIII wieku, prawdopodobnie na życzenie lub dla uczczenia księdza Cataldo Perta – dlatego bywa też nazywany „Dworem Cataldo Perta”. Trullo Sovrano w swojej historii pełnił funkcję domu, a potem muzeum – znajdowały się w nim relikwie Świętego Kosmy i Damiana, patronów miasta.

 

Gdy słyszę wzmiankę o świętych Damianie i Kosmie, natychmiast staje mi przed oczami wykład z transplantologii. Wykładowca wyświetlił na tablicy średniowieczny obraz i opowiadał:
– Kosma i Damian zasłynęli jako pierwsi transplantolodzy. Według podań udało im się przeszczepić potrzebującemu człowiekowi brakującą nogę. Obrazy, które ilustrują to wydarzenie, przedstawiają pacjenta jako osobę o jasnej skórze i z… czarną, przeszczepioną nogą. Sami wiecie, jak bardzo to nieprawdopodobne. Przeszczep wymaga szeregu skomplikowanych badań, dobrania dawcy i biorcy tak, by zmniejszyć ryzyko odrzucenia przeszczepu, sam zabieg wiąże się z godzinami drobiazgowej pracy na mikrostukturach, a pacjent do końca życia musi przyjmować leki immunosupresyjne. W tamtych czasach żadne z tych zagadnień nie było znane, a przypadek, który pozwoliłby na udany przeszczep – nieprawdopodobny. To tak zwany „cud”. Lub raczej „mit”.

Tak czy inaczej Kosma i Damian są dzisiaj uważani za patronów lekarzy, aptekarzy i… cukierników ;).

 

 

W 1930 roku ze względu na unikalną budowę to Sovereign Trullo zostało w 1930 roku uznane za National Monument.

A w 1996 roku trulli zostały wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Dzisiaj możemy za kilka euro (my weszliśmy bezpłatnie – widocznie dobrze nam z oczu patrzyło) zwiedzić wnętrze tego trullo. Po przestąpieniu progu okazuje się zaskakująco przestronne. Znajdziemy tu kuchnię, sypialnię, tkalnię, jadalnię… Wszystko mniej lub bardziej przypomina klasyczne wnętrze wiejskiej chaty. Stół; łóżka; dzbany do trzymania wody i napojów; piec.

 

 

Gdy w okolicy osiedlała się nowa rodzina, na żonie spoczywał obowiązek zintegrowania się z resztą społeczności. Szczególnie ważne było uzgodnienie grafiku dotyczącego rytuału wypiekania chleba. Proces wypiekania zaczynał się popołudniu, gdy przygotowywano drożdże i zostawiano je do sfermentowania przez noc. O wschodzie zaczynało się wyrabianie ciasta. Nieraz potrzeba było nawet piętnastu kilogramów, by wyżywić wszystkich zainteresowanych. Następnie ciasto było nakrywane wełnianym kocem i pozostawiane, aby wyrosło. Najlepsze miejsce, w którym można było je umieścić, stanowiło łoże małżeńskie – było jeszcze ciepłe, a przede wszystkim uznawano je za symbol miłości. Na cieście wycinano symbol krzyża, a po wyrośnięciu trafiało ono do pieca. W ostatnim etapie ceremonii brała udział rodzina i przyjaciele, a wypiek przeradzał się w gwarne spotkanie towarzyskie.

 

 

Przy drzwiach wejściowych natkniesz się na saitter, saettiera. To wąski otwór, dzięki któremu gospodarz mógł sprawdzić kto puka do drzwi, ale też w razie potrzeby zacząć się bronić. Jak? Szpikulcem. Saettare to dosłownie dart, strzałka – jak ta, którą celuje się w tarczę.

 

 

CO JESZCZE WARTO TU ZOBACZYĆ?

Ponieważ zawitaliśmy do miasta późno, nie udało nam się zwiedzić zbyt wielu zabytków. Zresztą Alberobello, poza dzielnicą trullo, nie może pochwalić się obfitością takowych. Zamiast błąkać się po ciemnych ulicach, postanowiliśmy tym razem rozkoszować się kulinarnym obliczem Italii.

 

 

Zajrzeliśmy na główny plac miasta. Jego nowoczesna forma kontrastuje z zabytkowością niskiej zabudowy. Na placu znajduje się nieduży staw, okolony drzewami o koronach przyciętych na kształt sześcianów. Tuż obok, schodząc po schodkach w dół, natrafiliśmy na fantastyczną knajpkę oferującą moc dystyngowanych dań w akceptowalnych cenach.
– Pachnie znajomo – pochyliłam się nad talerzem Łukasza. – Niedobrze, ale znajomo. Co to może być…
– Trufle – poinformował, grzebiąc w talerzu.
– To te trufle pachną jak… jak…
– Trufle. Dobre – podpowiedział.
– … jak gaz z zapalniczki! – oznajmiłam z triumfem.
A zatem – nie polecam makaronu z truflami. Łukasz poleca. Pozostałe główne dania (stołowaliśmy się tam dwa razy) są bezapelacyjnie pyszne.

 
JAK TU DOTRZEĆ?

Do Alberobello dotrzesz pociągiem linii Ferrovie del Sud Est (FSE). Dworzec tego przedsiębiorstwa znajduje się po drugiej stronie TrenItalia w Bari. Przejazd kosztuje ok. 5 euro i trwa ok. 100 minut; bilet kupisz na peronie. A do samego Bari, największego miasta w okolicy, przylecisz np. liniami Wizz Air. Nam udało się znaleźć połączenie za 296 złotych w obie strony dla dwóch osób.

 

 
 

Facebookby featherUdostępnij znajomym / Share with friends
Facebookby featherPolub na fejsbuku / Like Page

Dodaj komentarz