Miraikan przypomina klasyczne centrum nauki – znajdziesz tu trójwymiarowe modele, gry i aplikacje pomagające w zrozumieniu zasad rządzących światem. Wystawa teoretycznie skierowana jest przede wszystkim do najmłodszych, jednak w praktyce zapewne każdy dorosły dowie się na niej czegoś nowego. Jest jednak jedna cecha, która bardzo wyraźnie odróżnia to miejsce od podobnych placówek. Mianowicie: twórcy ekspozycji bezustannie zadają pytania o przyszłość. Niemal każdy eksponat okraszony jest pytaniami, które mają pomóc Ci zastanowić się nad tym, w jakim kierunku zmierza świat. Ten niepozorny zabieg zrobił na mnie tak kolosalne wrażenie, że postanowiłam opisać Miraikan w oddzielnym artykule, a nawet poświęcić mu krótki filmik.
1.
Docieramy na miejsce koleją. Wagony najpierw toczą się między budynkami, a po chwili wpadają w pełnym pędzie na wysokie platformy. Zaczynają roztaczać się przed nami malownicze i niezwykłe widoki – Tokio widziane z wysokości kilkudziesięciu metrów. Rzeka. Port. Drapacze chmur. Park, w którym ktoś umieścił instalację artystyczną zupełnie nieprzystająca do natury tego uporządkowanego, praktycznego narodu – wielką piłę wbitą w ziemię.
2.
Naszą docelową stacją jest Telecom Center, należąca do Yurikamome Line. Na mapie jest opisana symbolami „U-09”. Ciekawostka: nazwa linii nawiązuje do yurikamome, czyli czarnogłowej mewy, częstego gościa Zatoki Tokijskiej oraz ptasiego patrona prefektury. W Polsce mewa czarnogłowa nazywana jest mewą śmieszką.
3.
– Hej, czekajcie… – zorientuję się nagle podczas jazdy. – Przecież tu nie ma konduktora!
Linią New Transit Yurikamome jeżdżą zautomatyzowane, pozbawione kierowcy wagony – to tzw. zautomatyzowany tranzyt (Automated guideway transit, AGT). Pojazdy przemieszczają się wzdłuż wyznaczonych tras na gumowych oponach. Zdarzają się także stalowe koła, poduszki powietrzne (air cushion) i kolej magnetyczna (maglev). Koła pojazd, którym się właśnie przemieszczamy, są pokryte grubą warstwą gumy.
Stajemy tuż na początku składu, tam, gdzie w autobusie czy tramwaju znajdowałaby się kabina kierowcy, i podziwiamy widoki.
4.
Czy istnieje określenie dla osoby kierującej wagony metra? Tramwaj prowadzi tramwajarz, autobus – kierowca autobusu, pociąg – maszynista. A metro? Zapewne również maszynista, w końcu mówimy o „wagonach metra”, ale osobiście proponuję wprowadzenie do obiegu słowa METRONAUTA. Jest melodyjne i tchnie malowniczością wszechświata.
5.
Jest na co popatrzeć – niedługo po rozpoczęciu podróży wjeżdżamy na teren portowy, a zaraz potem – zdominowany przez nowoczesną architekturę obszar biurowo-naukowy obrośnięty wieżowcami. Ten rejon Tokio bardzo różni się od innych dzielnic, które odwiedziliśmy. Na terenie Akihabary krążą tłumy nastolatków zafascynowanych światem mang i komiksów. W Asakusie natrafisz na piękne świątynie, a na Kappabashi-dori poczujesz się jak rodowity, statystyczny Japończyk kupujący noże do sushi i miseczki w lokalnych sklepach. Natomiast tutaj świat przeskoczył o kilkanaście lat do przodu. Budynki mają futurystyczną formę, a wszystko wydaje się proste, eleganckie, przemyślane w najdrobniejszym szczególe.
6.
Droga do Miraikan jest wyraźnie oznaczona. Wędrujemy parkiem zalanym światłem słońca. Zatrzymujemy się na chwilę przy automacie, by kupić gorącą herbatę. W butelce. Wyciągamy kandyzowane truskawki zdobyte wcześniej na targu i przysiadamy na chwilę na ławce. Gdy w końcu czujemy się nasyceni tą wakacyjną atmosferą – złapaną w pędzie podczas intensywnego wyjazdu – ruszamy w stronę muzeum.
7.
Bilety wstępu kosztują 620 jenów za osobę dorosłą i 210 za dziecko. Muzeum jest zamknięte w większość wtorków, a w pozostałe dni – otwarte od 10:00 do 17:00. Jesteśmy w nim w piątkowe przedpołudnie i zaskakują nas tłumy kłębiące się wewnątrz. Na szczęście kolejka do kas znajdujących się przed wejściem do głównego budynku szybko się przesuwa.
8.
Wchodzimy do głównej Sali. W pierwszej chwili uwagę przykuwa… przestrzeń. Potężna, niezagospodarowana przestrzeń pod sufitem, która powstała chyba tylko po to, by łatwiej było myśleć bez dachu bezpośrednio nad czerepem.
9.
Zaraz potem dostrzegamy największą, chyba najbardziej znaną atrakcję. To wielka kula podwieszona pod sufitem. Jest pokryta ponad 10 tysiącami paneli OLED, każdy z nich ma 96 mm długości i szerokości. Na globie czasem wyświetlane są krótkie filmy, zdjęcia i informacje, ale najczęściej pokryty jest obrazem całej kuli ziemskiej. Niekiedy kontury kontynentów zacierają się pod warstwą chmur, a innym razem są ostre jak żyletka, a oznaczenia informują, jaki jest stopień zanieczyszczenia danych obszarów świata. Lub – gdzie i ilu językom grozi wymarcie. Wszystkie te informacje, łącznie z pogodowymi, są aktualne oraz wyświetlane w czasie prawie rzeczywistym.
10.
Obok wejścia wita nas tablica informująca, czego możemy spodziewać się po tym miejscu: Zamiast odpowiedzi, wystawy w Miraikan skupiają się na pytaniach. Wynika to z faktu, że przyszłość sama w sobie jest wielkim pytaniem, a odpowiedź na nie może się w każdej chwili zmienić. Znajdziesz tutaj wiele pytań. Wybierz te, które cię zainteresują i pomyśl o nich. A potem znajdź swoje własne pytania i spróbuj na nie odpowiedzieć, a następnie – zamienić odpowiedź w działanie.
11.
Przystając obok automatu i wciskając odpowiedni przycisk, możemy zrobić sobie zdjęcie. Nic wielkiego? Wszystkie zdjęcia wykonane przez gości wystawy układają się w mozaikę. Są nas setki, tysiące, ludzi w różnym wieku, różnej płci, o różnych kolorach skóry. Wszyscy wcisnęliśmy ten sam guzik.
12.
Instalujemy aplikację, która pomaga nam efektywnie zwiedzić wystawę. Nie informuje nas jednak: po lewej to, po prawej tamto. Zamiast tego stara się wejść z użytkownikiem w kontakt i pyta: Gdybyś chciał przeżyć na stacji kosmicznej, co wziąłbyś ze sobą na pokład? Jak sądzisz, z jakim robotem chciałbyś spędzać czas? … I prowadzi nas do tych części wystawy, które pomogą nam odpowiedzieć na te pytania.
13.
– ! – rozlega się z głośników. Po chwili japońskiemu komunikatowi wtóruje drugi, wypowiedziany po angielsku. Dowiadujemy się, że za chwilę rozpocznie się prezentacja ASIMO. Pamiętasz tego robota? W 2005 roku był przebojem zwiastującym nadejście nowej ery zdominowanej przez sztuczną inteligencję. Zachwycano się stawianymi przez niego krokami, płynnością ruchów i sympatycznym pokrojem. Dzisiaj robot wybiega ku nam zza kurtyny i… nie robi szczególnego wrażenia. Owszem, jego ruchy są plastyczne, jak na mechanizm odziany w sztywny skafander. Nie traci równowagi biegając, kręcąc się i rozkładając ramiona. Ale od 2005 roku technologia zrobiła tak kolosalnego susa w przód, że dzisiaj ten elektryczny protoplasta wydaje się tylko uroczy, a nie fascynujący czy futurystyczny. Mamy przecież już precyzyjny sprzęt chirurgiczny, dzięki któremu przeprowadzane są skomplikowane operacje. Mamy oprogramowanie, które jest w stanie z dużą dokładnością oszacować, czy i kiedy jego użytkownik popełni samobójstwo. Mamy maszyny BigDog, roboty naśladujące psy, które pomagają wojskowym w dźwiganiu ciężarów.
Mały, biały robot wydaje się małą, zapomnianą maskotką. Trochę jak nieporadne, pierwsze zabawki elektroniczne typu tamagotchi (które, notabene, także powstały w Japonii).
14.
Jednak pokaz gromadzi tłumy. Składają się na nie głównie dzieci, uczące się pewnie o rozwoju robotyki w ich kraju. Siedzimy przy stole z monitorem jako blatem i przeglądamy dostępne mapy świata. Ach, tak rozprzestrzeniają się pożary. A tak wygląda rozkład zanieczyszczeń na całym świecie. A tak zmieniała się topografia Tokio na przestrzeni lat. Ciekawe.
15.
Po pokazie ASIMO wstajemy od stolika i ruszamy w głąb sali wystawowej. Gdzieś w głębi widać poruszenie. Z odległości, którą narzuca kłębiący się tłum, nie widać wiele. Na kanapie siedzi mężczyzna, obok niego – kobieta. Mężczyzna zadaje pytania, kobieta odpowiada. Nic niezwykłego. … Nic? Kobieta ma dość piskliwy głos, ograniczoną mimikę i jest androidem. To Otonaroid, jeden z najnowszych przebojów japońskiego rynku, pochodzący z 2014 roku. Postęp technologiczny, jaki dokonuje się z roku na rok, sugeruje, że może za dekadę nie odróżnimy humanoidalnego robota od prawdziwego człowieka.
16.
W głębi pomieszczeń mieści się coś zaciekawiającego. Kanciasta konstrukcja przypomina trochę połamany tor narciarski. Na początku i na końcu jego trasy znajdują się ekrany. Na jednym, tym oddalonym od nas, widzimy animację z dziewczynką płaczącą w postapokaliptycznej scenerii i proszącą po angielsku oraz po japońsku: Proszę, drodzy przodkowie, zróbcie coś, by to wszystko się nie wydarzyło.
Nasza rola wydaje się prosta: mamy wybrać jeden z ośmiu zaproponowanych aspektów, którego naprawa wydaje nam się najistotniejsza z punktu widzenia przetrwania ludzkości. Czy uznamy, że najważniejszy jest dostęp do jedzenia dla wszystkich ludzi? A może – ochrona wymierających języków? Redukcja efektu cieplarnianego? Powszechny dostęp do energii elektrycznej? Wspieranie kreatywności i wypieranie wtórności? A może świat zdrowych ludzi lub świat, w którym nie ma biedy? Możemy wybrać tylko jedno rozwiązanie. Na tym jednak nasza rola się nie kończy. Rysując na ekranie świetlistą trasę, musimy „przeprowadzić” zmianę przez czas w taki sposób, by ominęła wszystkie problemy, które mogą pojawić się w trakcie jej wdrażania w życie. Głód. Wojny. Kataklizmy. Jeżeli podjęta przez nas decyzja pokona wszystkie zagrożenia i dotrze do dziewczynki, wygrywamy grę. A świat zostaje ocalony.
17.
Wybieramy powszechny dostęp do pożywienia. Jednak nasza decyzja po 30 latach, jakie upłynęły w symulacji, okazuje się wdrożona niewystarczająco dobrze. Przegrywamy i otrzymujemy „list z przyszłości”. List wyjaśnia, że w naszych czasach odłów ryb jest tak duży, że wiele gatunków stopniowo wymiera. I kończy się słowami zachęty: Nie rezygnuj ze swojej wizji; może jeżeli będziesz tak myśleć i zmienisz coś wokół siebie, świat stanie się innym miejscem.
I chociaż dookoła kręcą się dziesiątki ludzi, jest coś niesamowicie intymnego w tej rozgrywce i w samej grze, która uświadamia nam, że tutaj i teraz, w świecie rzeczywistym, ważą się przecież losy ludzkości. A od naszych dzisiejszych decyzji zależy, co wydarzy się ze światem za 20, 40, 60 lat.
18.
Odsuwamy się od przegranej gry, trochę niepocieszeni i chętni spróbować jeszcze raz. Atrakcji jest jednak tak wiele! Postanawiamy rozejrzeć się za kolejną. I dopiero wtedy zdajemy sobie sprawę z tego, że:
– do gry, którą właśnie skończyliśmy, stoi kolejka;
– kolejka jest długa – składa się na nią, bez mała, jakieś 60 osób;
– nie widząc kolejki, za to widząc wolny ekran, wepchnęliśmy się przed cierpliwie czekających ludzi;
– żadna z tych osób nie zwróciła nam uwagi.
Trudno powiedzieć, co przeważyło: japońska empatyczna niechęć do zawstydzenia drugiego człowieka czy może uznanie, że nam, nieucywilizowanym obcokrajowcom, po prostu nie ma sensu niczego tłumaczyć. Wybieram pierwszą wersję.
19.
W kolejnym dziale skupiono się na temacie kataklizmów. Na ekranach i tabletach możemy obejrzeć animacje i przeczytać teksty dotyczące trzęsień ziemi, wybuchów wulkanów, tsunami. Ale są przekazane w sposób tak nietypowy, że… odsuwam się od wystawy poczuciem dowartościowania. Dlaczego? Chwilę zajmuje mi zrozumienie, na czym polega różnica. Wszystkie informacje, i mam tu na myśli dosłownie KAŻDY wątek, są przekazane w sposób, który ma inspirować odbiorcę do działania i uświadomić mu, że ma wpływ na otaczającą go rzeczywistość.
Nie ma hasła: Tsunami istnieją, powstają w taki sposób.
Jest za to: Zjawisko tsunami dotyka także Japonii. Jak sądzisz, co możesz zrobić, by mu zapobiec?
Nie ma hasła: Sztuczna inteligencja pomoże nam rozwiązywać problemy przyszłości.
Jest za to: Tworzenie sztucznej inteligencji wymaga wielu godzin pracy. Jak uważasz, co jeszcze można zrobić, by ją udoskonalić?
Widzisz różnicę? To nie są suche informacje. To jest inspiracja. Zachęta do działania, do myślenia, do współtworzenia, do rozwoju.
Dobrze też oddaje ogólne japońskie podejście do kwestii społecznych: działamy dobrze, będąc jednym organizmem. Razem, współpracując dla dobra ogółu i myśląc o innych, możemy osiągnąć więcej niż w pojedynkę.
20.
Mijamy tablicę, na której umieszczone są zdjęcia pracujących dzisiaj animatorów. Zdecydowanie nie jest to oryginalne rozwiązanie. I to też w pewien sposób przyjemne – móc w tym natłoku obcości innej kultury dostrzec jakiś zwykły, codzienny szczegół z naszego polskiego poletka.
21.
Kręcimy się po wystawie przez jakieś dwie godziny. Niestety część eksponatów jest wyłączona z użytkowania – na przykład trójwymiarowy model sieci internetowej wizualizujący sposób przekazywania informacji przez komputery. Zbliżamy się znów do wielkiej kuli ziemskiej podwieszonej pod sufitem. Tym razem ją okrążamy i dostrzegamy, że na dole, dwa piętra niżej, znajduje się przestrzeń przeznaczona na relaks. Na podłodze leżą materace, a ludzie po zdjęciu butów siedzą, śpią, czytają, czekają na dzieci, które ekscytują się wystawą.
23.
Polska posiada największy rezerwuar srebra na świecie. 51.000 ton. Wiesz o tym? My dowiadujemy się z gablotki, w której Japończycy rozliczają się z samymi sobą: Metali zostało na świecie tak niewiele, a my generujemy tak wiele metalowych odpadów… Używając ich na nowo, możemy produkować przedmioty bez niszczenia środowiska.
24.
Zatrzymujemy się przy kolejnej symulacji komputerowej. Dziewczynka rozwiązuje dylemat – ma przejechać pojazdem z punktu A do B, wykorzystując energię pochodzenia naturalnego. Możliwości jest wiele, a mała zgrabnie lawiruje między różnymi rozwiązaniami technologicznym. Bez większych emocji doskonale rozwiązuje zagadkę.
Ma nie więcej niż 8 lat.
* * *
Po powrocie do Polski przygotowałam krótki film dotyczący muzeum. Myślę, że muzyka doskonale oddaje nastrój panujący w tym miejscu :).
* * *
Miraikan, National Museum of Emerging Science and Innovation, narodowe Muzeum Nowych Technologii i Innowacji – zwane także Muzeum przyszłości, powstało w 2001 roku. Znajduje się na terenie dystryktu Odaiba w Tokio. Co roku odwiedza je około miliona gości.
Polub na fejsbuku / Like Page