To jest Borys. Borys jest baribalem i narodził się w Batumi; tak przynajmniej uważa. Prawdziwą historię jego narodzin znajdziecie tutaj. Od kilku miesięcy podróżuje ze mną po świecie i pozuje do zdjęć w momentach, w których jestem co bardziej rozczochrana i nie mam ochoty tego stanu uwieczniać ;). Dzisiaj chcę podzielić się z Wami paroma historiami z jego życia.
001
Pewnego majowego wieczoru Borys po raz pierwszy zobaczył świat. Co prawda czuł gdzieś w głębi pluszu, że narodził się znacznie wcześniej; pamiętał niejasno, że jego powstaniu towarzyszyło przebieranie drobnych zręcznych paluszków oraz huk potężnych maszyn. Jednak to tego dnia po raz pierwszy wyjrzał zza szeleszczącej błony, kokonu, który chronił go przed światem, i zaczął roziskrzonymi ślepkami chłonąć widoki.
Słońce właśnie zdążyło zajść, a miasto na moment zatonęło w cieniu. Po chwili jednak na nowo zapłonęło światłem: czerwonym, żółtym, błękitnym. Borys wspiął się na najwyższą wieżę, by podziwiać ten spektakl.
– Jaki świat jest piękny! – zachwycił się.
Nie wiedział jeszcze, że nie powinien ekscytować się tymi widokami. Kolory tego miasta uchodziły za tandetne, a budynki – kiczowate. Ale Borysowi to nie przeszkadzało. Szybko uznał, że moment zasługuje na upamiętnienie, więc dobrał sobie drugie imię wspólne z miastem, które go zachwyciło: Batumi.
002
Borys był spragniony. Słońce stało wysoko, a koronami drzew nie poruszał najlżejszy podmuch wiatru. Wtem – kawiarnia! Parasole! Skręcił do niej pospiesznie i z ulgą zapadł się w miękkie, zatopione w cieniu fotele. Teraz marzył mu się już tylko chłodny…
… zielony?…
… napój.
Przy stoiku obok ktoś delektował się przezroczystym sokiem o pięknym kolorze. Borys zapomniał się na chwilę, wpatrując w zieleń tak żywą, że niemal sztuczną, i dopiero głos kelnera wyrwał go z zachwytu.
– …? – zapytał o coś kelner. Borys nie znał miejscowego narzecza, więc spróbował po baribalowemu, niedźwiedzku i mruczeniowo, ale niczego nie wskórał. Kelner nadal patrzył na niego nierozumiejąco, coraz bardziej skołowany.
– O to – powiedział w końcu Borys, wskazują na sok sączony kilka stolików dalej.
– A! – ucieszył się kelner i podreptał po kuchni. Po chwili przyniósł Borysowi świeżutką porcję napoju.
„Kto by pomyślał”, zdumiał się Borys, popijając chemiczny smak. „Że tak łatwo porozumieć się z człowiekiem, z którym nie mamy wspólnego języka”.
003
– Jaki piękny zamek! – zachwycił się Borys, przyglądając rozchwierutanej wieży. – Mógłbym w nim zamieszkać. Ta architektura uderza w najczulsze punkty mojej pluszowej duszy. Są kolorowe cegły i jest bajkowa mozaika, jest tajemniczy zegar i jest źródło jak z baśni, z którego sączy się krystalicznie czyta woda… O, i są jeszcze drzwi.
Zajrzał do środka.
– Dzień dobry. Co to za miejsce?
Wiedział już, że nikt go nie zrozumie i nikt mu nie odpowie, ale to nie oznaczało, że powinien być niegrzeczny.
– To teatr marionetek – odparła dziewczyna w kucyku, a Borys zdumiał się podwójnie. Rozumiała go! I był w teatrze swojego ludu!
– Czy można tu wejść? – zapytał więc uprzejmie. Dziewczyna w kucyku równie uprzejmie zrobiła zasmuconą minę.
– Niestety, nie mamy już biletów. Na najbliższe pół roku. Piszą o nas w gazetach, widzi pan. Nawet w Tej Najważniejszej Na Świecie. A skoro jedni piszą, to drudzy wykupują bilety.
– Szkoda i gratuluję – pożegnał się Borys tak kulturalnie, jak tylko potrafił, po czym wycofał na pobliską ławeczkę, by raz jeszcze przyjrzeć się zamkowi. Wyglądał tak, jakby powstał specjalnie dla Borysa. Trochę trudno mu było zrozumieć, że istniał na długo, zanim Borys go zobaczył – i może nawet będzie stał w tym miejscu jeszcze długo po tym, jak Borys od niego odejdzie?
004
Dzień zbliżał się ku końcowi, gdy Borysa olśniła pewna myśl. Skoro chciał zobaczyć jak najwięcej świata, powinien wspiąć się na jakieś podwyższenie Rozejrzał się pospiesznie i zaraz upatrzył cel: wzniesienie górujące nad miastem, na którego szczycie przycupnęły ruiny starego zamku.
– Idealne! – ucieszył się Borys. Jeszcze bardziej idealny okazał się sposób dotarcia na miejsce. Otóż ktoś zmyślny pociągnął kolejkę linową od samego dołu do samej góry. Trasa zaczynała się wśród fontann, niskich domów i starszych pań sprzedających truskawki, a kończyła między skałami i stoiskami z pstrokatymi pamiątkami.
– Jedyne w swoim rodzaju! Pamiątki z wizyty!
Borys nie patrzył jednak na kolorowe świecidełka. Świat okazał się tak ogromny, że nie mógł oderwać od niego wzroku.
– Tu mieszkam… Tu piłem lemoniadę… Tutaj stoi zamek… – wyliczał sobie szeptem. – Tam jest coś ciekawego… I tam też… I tam również jutro pójdę!
„Czasem gdy patrzy się z daleka, widać więcej”, pomyślał.
005
– Borysie , dlaczego nie robisz zdjęć? – zapytał ktoś.
Borys potarł łapką nosek.
– Po co miałbym robić zdjęcia? Ty robisz mi zdjęcia.
– No tak, ale widzisz… Byliśmy przy pięknym pomniku. I otaczała nas zachwycająca przyroda. A te czereśnie, które jedliśmy na stoku…! I ryby pluskały w jeziorze, gdy delektowaliśmy się obiadem na świeżym powietrzu. A ty masz tylko jeden obrazek z niewyraźnym, rozmytym klasztorem w tle. Jak zapamiętasz to wszystko, jeżeli nie będziesz miał zdjęć, które odświeżą twoją pamięć?
– Jeżeli to będą Naprawdę Ważne Rzeczy, to chyba będę o nich pamiętać? – zapytał niepewnie Borys.
– Nie mam pewności. Ja często nie pamiętam.
– Może dlatego, że robisz zdjęcia? – podpowiedział.
006
Podczas spaceru zaczepił ich jakiś pies. Był wychudzony i brązowy, a jego sierść sklejała się w drobne kołtuny. Z oczu mu jednak patrzyło poczciwie. Borys wygrzebał z tobołka kawałek kiełbasy, która została ze śniadania, i podał psiakowi, który rzucił się na niego z apetytem.
– W moim kraju psy są zwierzętami domowymi – oznajmił jeden przechodzień.
– A w moim kraju psy się je – poinformował drugi.
„Ja jestem zwierzęciem i on jest zwierzęciem, i oni są zwierzętami”, pomyślał Borys. „Nie rozumiem, dlaczego nasze życia tak się różnią”.
007
Tego wieczoru Borys Batumi uznał, że pora na chwilę relaksu. Przez ostatnie dni widział tak dużo świata, że ślepka rozbolały go od wpatrywania się w każdy cud i w każdy kolor. Postanowił zatem zaszyć się w łaźni. Kąpiele tutaj uchodziły za zdrowe i przyjemne. Prawie gotował się w gorącym źródle siarkowej wody, a para wodna skraplała się na jego futerku i zalewała mu oczka, ale siedział dalej w niedużym pomieszczeniu, wierząc głęboko, że robi to dla swojego własnego dobra.
– Jak dobrze jest czasem… nic nie mówić – szepnął, po czym zamilkł, wzdychając głęboko i rozkoszując się chwilą.
008
– Ludzie naprawdę tutaj kiedyś mieszkali? – zdumiał się Borys.
– Tak, Borysie – odpowiedział ktoś. – Wykuli głębokie jaskinie oraz groty w skalnych ścianach i zamieszkali tutaj. W jednym miejscu zrobili sklep, w drugim kościół, a w jeszcze innym spali.
– Ale… nic nie widać – mruknął powątpiewająco Borys, rozglądając się dookoła. Owszem, gdzieniegdzie ze skał wystawały nienaturalne wybrzuszenia, a w innych miejscach widać było wyszlifowane schody i wydrążone okna, ale… Nadal nie wyglądało to na miejsce, w którym kiedyś kwitło życie.
– To było dawno, dawno temu. Od tego czasu padały deszcze i śniegi, wiały wiatry, a ludzie chodzili po tym skalnym mieście i swoimi krokami wycierali stopnie na schodach.
– I my też to robimy! – przeraził się Borys. – Przestańmy, bo zaraz wytrzemy to, co zostało, i nikt więcej tego nie zobaczy!
– Można tak zrobić. Można ogrodzić teren i pokazywać ludziom zdjęcia tych dawnych, pięknych miejsc.
Borys gorliwie pokiwał łebkiem.
– Można też pozwolić ludziom obejrzeć te dobra z bliska. I co z tego, że się trochę wytrą? Czy ważniejszy jest kawałek skały, czy może człowiek, którego tak bliskie spotkanie z historią zainspiruje on do czegoś większego?
Borys pokręcił noskiem.
– Nie wiem – przyznał.
009
Tego dnia Borys zajrzał do muzeum. Muzeum było poświęcone Pewnemu Człowiekowi. Borys słyszał, że Pewien Człowiek był zły i gdy żył, robił daleko stąd straszne rzeczy. Ale tutaj, w muzeum, nikt o tym nie mówił. Na obrazach Pewien Człowiek był uśmiechnięty, na popiersiach – filozoficznie zadumany. Cenzurki szkolne mówiły, że miał być duchownym, a laurki złożone przez przedstawicieli różnych krajów – że w ciągu życia zyskał sobie wiele sympatii.
– Jak to jest? – zadumał się Borys. – Czy może być tak, że bycie dobrym lub złym zależy od miejsca pobytu?
010
Na szczycie skały stał dom. W domu mieszkał pewien samotnik. Niektórzy mówili, że od 20 lat nie zszedł na ziemię. Inni – że zszedł już dawno i to nawet nie na ziemię, ale i pod ziemię, bo przed laty pożegnał się z życiem. Borys patrzył z oddali na nieduży domek i zastanawiał się, czy możliwa była wersja pośrednia: pustelnik wciąż mieszkał na szczycie, ale pożegnał się z życiem. Bo czy można być w pełni żywym, gdy nie ma obok człowieka, który to potwierdzi?
011
Borys bardzo, bardzo chciał się czegoś złapać. Jednak w samochodzie nie było pasów, a tapicerka ślizgała się pod łapkami. Kierowca jechał po drodze ze swobodą, którą tłumaczyła wyłącznie znajomość tej trasy na pamięć. Rozglądał się na boki, znudzony podpierał głowę jedną ręką i sprawiał wrażenie, jakby zupełnie mu nie przeszkadzało, że jego samochód ma pękniętą przednią szybę i zgubił gdzieś wsteczne lusterko. Nadciągające z naprzeciwka auta częstowały ich klaksonami.
– Tak jeździ się w tym kraju – rzucił beznamiętnie kierowca.
Borys zacisnął mocno łapki na kanapie i zamknął ślepka. No, skoro tak się tutaj jeździ, to wytrzyma. W końcu chce poznać cały świat i zebrać dużo doświadczeń – więc widocznie czasem musi zrobić też coś, czego się boi.
Gdzie zostały zrobione zdjęcia?
001 – Batumi
002 – kawiarnia w Batumi
003 – Teatr Marionetek w Tbilisi
004 – Tbilisi
005 – Stepantsminda, Cminda Sameba
006 – Mccheta
007 – bania w Tbilisi
008 – Uplisciche
009 – Muzeum Stalina w Gori
010 – Katskhi Pillar
011 – przejazd (dowolną) taksówką po Gruzji
by Udostępnij znajomym / Share with friends
Polub na fejsbuku / Like Page
Trzeba miec, co sie chce! I trzeba zyc, jak sie chce! – Jerzy Pilch