Ogrody Kawachi Fuji-en (Wisteria Garden) uchodzą za jedne w piękniejszych w Japonii. Niektórzy określają je nawet jednymi z piękniejszych na świecie. Nic dziwnego – baldachimy i tunele fioletowych kwiatów robią wielkie wrażenie, a zdjęcia z tego miejsca wyglądają na wyrwane z bajki czy baśni (z wątkiem romantycznym). Podczas wypadu do Japonii nie załapaliśmy się na okres kwitnienia sławnej wiśni, więc tym bardziej naturalna stała się chęć zawitania w ogrodowe progi.
Zaczynaliśmy ze stacji kolejowej w Hiroshimie około godziny dziewiątej. Perony były stosunkowo puste – prawdopodobnie przegapiliśmy ławicę ubranych w garniaki mężczyzn zmierzających do pracy. Podróż Shinkansenem przebiegła bez ekscesów, a po drodze podziwialiśmy przez okno futurystyczny park rozrywki.
Po ok. 50 minutach dotarliśmy do Kokury. Tam w informacji turystycznej podpytaliśmy o szczegóły dojazdu do ogrodów, które były oddalone o ok. 20 kilometrów. Okazało się, że z pobliskiego przystanku systematycznie odjeżdżają busy zabierające chętnych na zwiedzanie parku. Kolejka już stała. Ustawiliśmy się grzecznie w ogonku i czekaliśmy na środek lokomocji, który pojawił się niedługo później. Dwie rzeczy mile mnie zaskoczyły: po pierwsze, przejazd był bezpłatny. Właściciel ogrodu pobiera opłaty za wstęp do parku i postanowił dowozić klientelę bezpłatnie w ramach częstych (co ok. pół godziny) kursów.
Drugą sympatyczną niespodzianką okazała się konstrukcja busa, którym dojechaliśmy na miejsce. Siedzenia były w nim ustawione „klasycznie”, w dwóch rzędach po obu stronach pojazdu. Bez zaskoczenia. Ale kiedy wszystkie miejsca siedzące się zapełniły i zaraz mieliśmy ruszać… okazało się, że kolejne osoby nadal wchodzą do środka. I rozkładają „ukryte” siedziska wzdłuż korytarza. Świetne, wydajne wykorzystanie wolnej przestrzeni!
Dojechaliśmy do ogrodów po ok. 20 minutach kluczenia nad wodą i między górami. Na miejscu musieliśmy dokupić brakującą część biletów. Pierwszą część – coś w rodzaju wejściówki, „zaklepania miejsca” – kupiliśmy kilka dni wcześniej w sklepie sieci „7 eleven”. Zrobiliśmy to na dwa czy trzy dni przed wizytą w Ogrodach, bo słyszeliśmy, że z okazji Złotego Tygodnia wisterie mogą być często odwiedzane. Bez wejściówki kuoionej zawczasu w „7 eleven” moglibyśmy mieć problem z wejściem. Niestety żaden pracownik – w żadnym sklepie, w którym szukaliśmy automatu do biletów – nie potrafił nam pomóc. Dopiero metodą prób i błędów odkryliśmy, że wciśnięcie odpowiedniej konfiguracji krzaczków na monitorze urządzenia wyglądającego jak drukarka pozwoli nam na kupienie „wstępnych” biletów do ogrodów. Kosztowały 500 yenów. Teraz, dzierżąc je radośnie w dłoniach, podeszliśmy do budki u celu naszej podróży i dopłaciliśmy brakujący 1000 yenów za osobę. Właściciel – starszy, uśmiechnięty pan – kręcił się w okolicy wejścia do parku, pozdrawiając gości i pilnując pracowników.
Ogrody nie zawiodły.
Wisterie, zwane też glicyniami, fioletowymi girlandami spływały z drewnianych konstrukcji. Wisteria jest rośliną wywodzącą się z Dalekiego Wschodu i wspaniale rośnie w warunkach klimatycznych charakterystycznych dla tej okolicy. Potrafi żyć ponad 100 lat! Kwitnie od późnej wiosny do wczesnego lata i to najlepszy czas, by odwiedzić ogrody. W parku specjalne rusztowania tworzyły tunele – jeden z nich ma prawie 100 metrów – pod którymi można przechadzać się spacerowym krokiem i upajać kwiatowym zapachem. Między kwiatami uwijały się bąki i trzmiele, niezaniepokojone obecnością ludzi. … A ludzi była mnogość, bo pogoda dopisała.
Trafiliśmy nawet na zagubioną w zieleni żabkę :).
… A potem wróciliśmy do Hiroshimy, nasyceni słońcem i różowością. Warto było :).
by Udostępnij znajomym / Share with friends
Polub na fejsbuku / Like Page