Do Locorotondo przyjedź wieczorem

Po intensywnych wojażach i pruciu autem ku kolejnym pięknym widokom i zabytkom z listy UNESCO, postanowiliśmy zwolnić i zatrzymać się w Locorotondo. Miasto leżało na naszej trasie, ładnie się nazywało, a jakiś anonimowy twórca mapy Apulii napisał, że to przytulne miejsce. Zajrzeliśmy. I spośród tych wszystkich odwiedzonych czarujących morskich zatoczek i imponujących zabytków, to właśnie Locorotondo zapisało się w mojej pamięci jako szczególnie piękne miejsce. Spokojne, urocze, wyciszające.

 

 

Do miasta dotarliśmy około godziny 18:00, co w lutym oznacza, że okolica jest już pogrążona w ciemności. Szczęśliwie zatrzymaliśmy samochód przy schodkach, którymi musieliśmy wspiąć się ku budynkom. Szczęście polegało na tym, że schodki przylegały do pól winorośli okalających miasto, więc już na samym początku zdaliśmy sobie sprawę z tego, w czym mieszkańcy Locorotondo mogą się specjalizować. I rzeczywiście – podczas późniejszej lektury dowiedziałam się, że Locorotondo słynie ze swojego białego wina, niedrogiego i wykwintnego, nieco musującego, zwanego Denominazione di origine controllata. A okolicznych pól winnych są cztery tysiące akrów!

 

 

Im bliżej Locorotondo byliśmy, tym więcej trullo dostrzegaliśmy na poboczach i w głębi pól. Trullo są małymi białymi domkami o wieloelementowych dachach. Budowa tych chatek stała się szczególnie popularna, gdy okazało się, że mieszkając w nich można uniknąć płacenia podatków. Podatki płacono od solidnych, ukończonych budowli, w których ktoś bez wątpliwości mógł mieszkać. Natomiast dach trullo można było z łatwością obrócić w morze luźnych dachówek, gdy tylko poborca podatkowy pojawił się na horyzoncie.
– Panie władzo, jaki ukończony dom? Przecież to dachu nie ma! Mieszkać się nie da! Podatku nie płacę.

Z nagromadzenia trullo słynie leżące nieopodal miasteczko Alberobello, ale do niego zajrzeliśmy dopiero godzinę później. Tymczasem mogliśmy podziwiać rozproszone chatki stojące tu i ówdzie, szczególnie wygodne do mieszkania dla ludzi zajmujących się winoroślą.

Wspinając się po schodach wyżej i wyżej, mijając rozczłonkowaną opuncję (którą ktoś chyba zrzucił z dużej wysokości) i przyjacielskiego psa, który potem koniecznie chciał odprowadzić nas do samochodu, dotarliśmy wreszcie do historycznej części miasta. Loco i rotondo, miejsce i okrągły – dwa słowa, które doskonale opisują rynek. I przy okazji nadają nazwę miastu.

 

 

W Locorotondo nie ma zbyt wiele do obejrzenia. Można zwiedzić któryś z trzech kościołów, a potem… przycupnąć w kawiarni. I tyle. Brak tu szczególnych atrakcji turystycznych. Magia tego miejsca kryje się w samym mieście, największej atrakcji, z jego atmosferą, wąskimi krętymi uliczkami, bielą budyneczków przełamywaną różnobarwnością kwiatów, którymi mieszkańcy przyozdabiają fasady. Zadzierając głowę możesz zauważyć cummerse, czyli spiczaste dachy domów, charakterystyczne dla Locorotondo. Przyjemnie jest spędzić tu parę chwil, włócząc się między domami, robiąc zdjęcia i chłonąc atmosferę.

 

 

Uliczki potrafią być bardzo wąskie. Przechodząc jedną z nich, byliśmy w stanie dostrzec, co mieszkaniec domu ogląda w telewizji, a tuż obok wyraźnie usłyszeć rozmowę mieszkańców. Dopiero w tym momencie w pełni uzmysłowiłam sobie, że pojęcie „wielkiej włoskiej rodziny” może mieć swoje źródło właśnie konstrukcji budynków. Wiesz o swoim sąsiedzie wszystko. Słyszysz jego każde słowo i widzisz, co robi wolnym czasie. Otwierasz drzwi na ulicę, wychodzisz za próg na papierosa, a Twój sąsiad robi to samo dwa metry od ciebie. Jak w takiej sytuacji się nie integrować? I jak nie wypowiadać słów podniesionym głosem, skoro tak łatwo je zagłuszyć?!

Przyjechaliśmy do miasta na początku lutego, w środku tygodnia, wieczorem. W mieście było spokojnie, ślicznie, intymnie. Uliczki świeciły pustkami, nikt nie przycupnął w kawiarnianym ogródku. Jednak łatwo wyobrazić sobie towarzyski gwar, który panuje tu w ciepłe wiosenne i letnie dni.

 

 

Na miejsce dotrzesz koleją przewoźnika FSE z Bari. A do samego Bari, największego miasta w okolicy, przylecisz np. liniami Wizz Air. Nam udało się znaleźć połączenie za 296 złotych w obie strony dla dwóch osób.

Locorotondo jest czarującym miasteczkiem – warto przystanąć podczas samochodowej podróży, by wypocząć.

 

 

 

 
 

Facebookby featherUdostępnij znajomym / Share with friends
Facebookby featherPolub na fejsbuku / Like Page

Dodaj komentarz